W ubiegłym roku z Olsztyna ubyło kolejnych 2300 mieszkańców. Urodziło się za to więcej dzieci, ale zmarło też więcej olsztynian. Depopulacja dotyka niestety całe województwo warmińsko-mazurskie.
1 grudnia 2021 roku w Olsztynie mieszkało 159 150 osób. To o 2316 mieszkańców mniej niż w 2020 roku i 4323 mniej niż dwa lata temu. Znaczna część mieszkańców przeprowadziła się do sąsiednich gmin. Jednym z powodów są co chwila powstające nowe i duże osiedla, gdzie cena za metr kwadratowy mieszkania jest niższa niż w stolicy regionu.
Mieszkańców ubywa. Miastu grozi wyludnienie?
Przykładem jest tutaj gmina Stawiguda, która kolejny rok z rzędu odnotowała wzrost liczby mieszkańców. Dokładnych danych za ubiegły rok co prawda jeszcze nie ma, ale w poprzednich latach – jak przekazał tamtejszy Urząd Stanu Cywilnego – wzrosty były na poziomie 800-900 osób. Mieszkańcy Olsztyna chętnie przeprowadzają się również do gmin Dywity czy Gietrzwałd.
Ratuszowi urzędnicy przekazali ponadto, że w 2021 roku w Olsztynie urodziło się łącznie 4512 dzieci. To dokładnie o sto więcej niż rok wcześniej. W minionym roku zmarło natomiast aż 3077 mieszkańców Olsztyna. Dla porównania, w 2020 zmarło 2855 osób.
Odnotujmy jeszcze dane nieco bardziej historyczne. Na koniec 2014 roku stolicę Warmii i Mazur zamieszkiwało 173 831 osób. Najwięcej mieszkańców Olsztyn miał natomiast w 2009 roku – w stolicy regionu mieszkało wówczas 176 457 osób.
W regionie nie jest lepiej
Depopulacja dotyka niestety całe województwo, a widmo wyludnienia Warmii i Mazur zagląda nam coraz bardziej w oczy. Jeszcze kilkanaście lat temu cieszyliśmy się, że jesteśmy regionem ludzi młodych. Teraz wszystko się zmieniło, a na dodatek problemy demograficzne nasiliła pandemia.
Jak wynika z danych Urzędu Statystycznego w Olsztynie, w ciągu ostatniej dekady ludność Warmii i Mazur zmalała o 36 tysięcy. To tak jakby z mapy zniknęły Mrągowo, Mikołajki i Olsztynek. Na 116 gmin naszego regionu jedynie 35 nie zanotowało w ostatnich 20 latach ubytku mieszkańców.
- Zobacz również: W Olsztynie przybywa samochodów. A ile jeździ “elektryków”?