Eksperci, mimo zapowiedzi prof. Adama Glapińskiego o dalszym wzroście stóp procentowych, są przekonani, że wskaźniki mogą przestać rosnąć już w wakacje. Wg nich czynnikiem determinującym wzrost stóp procentowych może być wzrost inflacji. Jeżeli przestanie ona rosnąć, to i RPP nie będzie podnosić stóp.
Przypomnijmy, że w maju odbyła się kolejna, ósma z rzędu podwyżka stóp procentowych, które od października 2021 roku wzrosły z poziomu 0,1 proc. do 5,25 proc.
W maju stopy wzrosły o 75 pb (punktów bazowych), co zdziwiło specjalistów, którzy przepowiadali wzrost o 100 pb (1 punkt procentowy).
– Nie jest to zwiastun zakończenia cyklu podwyżek. Wcześniejsza podwyżka o 100 pb wynikała z reakcji na gwałtowny wzrost cen. 75 pb wydawało nam się najwłaściwsze – silne zastopowanie inflacji, ale nie jest to gwałtowna reakcja. Jesteśmy zdecydowani działać aż do opanowania inflacji, co nie jest zwiastunem końca podwyżek. Cykl podwyżek trwa – powiedział na konferencji Adam Glapiński, prezes NBP.
Wzrost stóp ma być odpowiedzią na wciąż zwyżkującą w Polsce inflację. Prezes NBP przyznał, że szczyt wskaźnika wzrostu cen i usług spodziewany jest na miesiące wakacyjne (lipiec-sierpień). Podobnie uważają analitycy.
– Spodziewany latem spadek CPI (ang. consumer price index – inflacja) spowoduje pauzę, która prawdopodobnie przerodzi się w koniec cyklu, z główną stopą procentową na poziomie około 6,5 proc. – przyznają analitycy z PKO BP.
Z kolei Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju, uważa, że główna stopa osiągnie 7,5 proc.
Co ciekawe, Glapiński przyznaje, że pod koniec 2023 roku stopy mogą zostać obniżone.
– Robimy wszystko, co można, żeby obniżyć inflację jak najszybciej. To spowoduje obniżenie stóp procentowych. W pewnym momencie nadejdzie ten moment, mam nadzieje, że to będzie właśnie koniec 2023 r., że kredytobiorcy usłyszą w mediach i się ucieszą, że wreszcie stopy procentowe idą w dół – mówił prezes NBP.
„Rzeczpospolita” przeprowadziła niedawno sondaż, w którym 31,3 proc. Polaków uznało prof. Glapińskiego winnym wysokich kosztów kredytów. 28,2 proc. ankietowanych przyznało, że za wzrost odpowiedzialni są politycy Prawa i Sprawiedliwości, 22,4 proc. uważa, że winę ponosi Władymir Putin za wywołanie wojny w Ukrainie. Zdaniem 6,6 proc. ankietowanych wysokie ceny kredytów to wina UE, natomiast 11 proc. nie wie, kogo obwiniać. Niewielka grupa przyznała, że to sprawka opozycji.