22 C
Olsztyn
piątek, 20 września, 2024

Miłość i seks online w czasach zarazy? Psycholog z Olsztyna: “To fastfoodowa niestrawność”

Musisz przeczytać

Redakcja
Redakcja
Kilka słów w redakcji

Do czego doprowadzą protesty w sprawie aborcji? Jaki jest przepis na kiepski seks w czasach zarazy oraz czy szkoła online skończy się katastrofą? Mówi psycholog z Olsztyna Piotr Chaciński.

– Co pan myśli, patrząc na protesty, które ogarnęły całą Polskę po decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji?

– Kary i zakazy powodują radykalizację społeczeństwa. Może najgorsze dopiero przed nami, ale nie wiem czym, to się wszystko skończy. Nie chcę się za bardzo wymądrzać, bo to raczej temat dla socjologa.

Ogólnie moim zdaniem, sprawa aborcji to temat zastępczy – ważniejsza jest odpowiednia edukacja seksualna. Mówienie otwarcie o roli miłości, relacjach i seksualności. Nie chodzi jednak o filmiki albo reklamy koncernów farmaceutycznych. Chodzi o edukację seksualną, której niestety nie ma, szczególnie dla rodziców oraz ich dzieci i młodzieży w klasach 6-8 podstawówki, bo wtedy jeszcze chcą o tym rozmawiać z rodzicami. Polska szkoła ma z tym dramatyczny problem i wielkie zaległości.

A już na pewno żadne prawo aborcyjne – ostre czy łagodne – nie zmieni tego, że kobiety będą chętniej rodziły dzieci. Więc są to wyłącznie działania polityczne i ideologiczne.

Zaostrzanie prawa aborcyjnego w pandemii raczej nie powstrzyma kryzysu demograficznego, efekt może być wręcz odwrotny. Zresztą 500 plus to też tylko sukces polityczny – a demograficzna klapa.

– Dokładnie. 500 plus sprawiło tylko tyle dobrego, że do Polski napłynęło wielu emigrantów, głównie ze Wschodu. To oni się podjęli się pracy, której nikt w Polsce już wykonywać nie chciał.

Psycholog z Olsztyna: “Wiele Polek i Polaków wzięło 500 plus i zostało w domach, a w pracy zstąpili ich Ukraińcy i Białorusini”.

Ci o polskich korzeniach mogą poznać kraj swoich przodków, a także się przekonać o tym, że np. w Polsce lepiej traktowane są kobiety.

Czyli cieszcie się Polki – na świecie są miejsca, gdzie jest gorzej?

– Może to marne pocieszenie, ale tak jest. W Polsce kobiety znacznie lepiej traktowane są w związkach, mogą wybrać – nie są zwyczajnie wydawane za mąż. Na Wschodzie małżeństwo często jest po to, aby zmienić swój status społeczny i mieć dzieci, a nie po to, żeby być z kimś z miłości. Oczywiście występują wyjątki od tej reguły.

W takim razie dlaczego w Polsce pogłębia się kryzys demograficzny?

– Spadek dzietności to jest proces, który dzieje się na całym Zachodzie. Bardzo dobrze obrazuje to eksperyment, który dawno temu naukowcy przeprowadzili na myszach – “MouseUtopia” [“Eksperyment Calhouna”, przeprowadzony w roku 1968, trwał 4 lata – przyp. autora].

Kolonia myszy w izolacji dostała wszystko, co niezbędne do życia i budowy gniazda. Na początku myszy rozmnażały się tempie błyskawicznym. W kolejnym pokoleniu to się nagle zmieniło. Nastąpiło pomieszanie ról – to samce zaczęły bardziej dbać o potomstwo, a samice walczyły o pozycję w stadzie albo bardziej interesowało je to, co dzieje się na zewnątrz.

Doszło do tego, że samice myszy straciły zupełnie zainteresowanie rozmnażaniem się. Wkrótce, mimo dobrobytu i dostępności pożywienia, cała kolonia wymarła.

To cholernie smutna historia i mam nadzieje, że nam to nie grozi.

– Myślę, że dla ludzkości na ma dobrych wieści związanych z demografią. Sir David Attenborough, w jednym ze swoich ostatnich filmów o przyrodzie i naszej planecie, mówił, że Ziemia maksymalnie może wykarmić 11 miliardów ludzi. Zbliżamy się do tej granicy i być może czynniki ewolucyjne powodują, że przestajemy się rozmnażać? I że jest to oznaka instynktu mającego służyć przetrwaniu naszego gatunku.

Ale sytuacja demograficzna w krajach Afryki i Azji przeczy tej tezie?

– Być może taki proces zaczyna się od cywilizacji zachodniej i niedługo ogarnie cały świat. I albo się zatrzymamy w tym skoku populacji światowej, albo źle skończymy i będziemy zabijać się o surowce i jedzenie.

Zanieczyszczenie środowiska i zmiany klimatu mogą proces wyczerpania się zasobów jeszcze przyspieszyć. Niestety, to nie jest jakaś bardzo odległa przyszłość, może 150 lat.

Wróćmy na nasze podwórko. Możliwe, że wkrótce rząd znowu zamknie nas w domach, a już poprzedni lockdown spowodował m.in. nagły wzrost przemocy domowej. Przyczyna była oczywista: mama z tatą zaczęli przebywać dłużej razem.

– W czasie pandemii żyjemy w stanie zagrożenia, jak na wojnie. Stres, lęk o przyszłość, ciągłe napięcie… To bardzo trudne dla facetów, szczególnie tych z pokolenia 30+, mających rodziny, kredyty. Wizja utraty pracy, bezradność wobec nieznanego zagrożenia, powodują u nich znaczny spadek poczucia wartości, drażliwość. Moim zdaniem to jest główna przyczyna przemocy domowej, a nie izolacja i zamknięcie w czterech ścianach.

Takie zjawisko na wielką skalę obserwowaliśmy w latach 20. w Niemczech, kiedy nagle ogromna rzesza facetów wróciła z wojny, nie mogła znaleźć pracy. Z osoby broniącej kraju spadła do roli bezrobotnego czekającego w kolejce na ulicy po miskę zupy. Z historii wiemy, jak to się skończyło.

Wymierająca kolonia sytych myszy, do tego analogia z latami 20. w Niemczech… To już naprawdę robi się nieciekawie.

– Kryzys wywołany przez pandemię prowadzi do radykalizacji nastrojów. Ludzie nagle zaczynają wierzyć w jakieś populistyczne kłamstwa, brednie o płaskiej Ziemi. Chcą wierzyć, bo jest im źle, wtedy można im obiecać wszystko. Temat aborcji może być oznaką radykalizowania się. Staje się potrzebny wróg i pokonanie go za wszelką cenę postrzegane jest jak początek ery szczęśliwości. Można przegiąć w obie strony, np. jak w jednej z powieści science fiction: aborcja na życzenie rodziców do 10 roku życia dziecka, dopiero dziatwa byłaby grzeczna.

Zmienię więc znowu temat. Od seksu w rozmowie się nie uciekniemy…
– To dobrze, mam taką nadzieję.

Gdzieś w internecie przeczytałem, że w pandemii trudno się spotykać kochankom. Groźba wirusa podobno rozerwała wiele takich związków.

– Powiem szczerze, że się nie spotkałem z takim zjawiskiem. Ludzi, którzy się kochają, nie powstrzymują takie zagrożenia jak rzeżączka, syfilis czy AIDS. Wiec koronawirus też nikomu nie przeszkodzi. Miłość i seks jest tak silną potrzebą, że pandemia mu raczej nie grozi. No, chyba że ukochany lub ukochana są za granicą i wtedy jest kłopot.

Z drugiej strony miłość i seks online kończą się fastfoodową niestrawnością, nie dają prawdziwej satysfakcji i niszczą relacje – mówi Piotr Chaciński, psycholog z Olsztyna.

A jak pandemia i zamknięcie w domach wpłynęła na jakość seksu Polaków?

– Zwolnienie tempa życia i okazja na więcej bliskości przysłużyła się wielu parom w sprawach seksualnych. Oczywiście jest też grupa, której ciągły stan napięcia i poczucie strachu w tym przeszkadzały.

W pandemii głównym wrogiem dobrego seksu był, moim zdaniem, nadmiar spożywanego alkoholu i brak aktywności fizycznej na powietrzu. W ogóle alkohol nie idzie w parze z dobrym seksem, a już szczególnie w czasie pandemii.

Jest taki stereotyp, że po alkoholu wszyscy są piękni, stajemy się otwarci i zbiera się nam na wylewność. Ale to nieprawda. Substancje psychoaktywne zmieniają  nasze postrzeganie rzeczywistości. Stajemy się po prostu nadmiernie pobudliwi albo agresywni. Dlatego alkohol w czasie pandemii to nie tylko brak dobrego seksu, ale także przepis na rychłą katastrofę.

A co z innymi używkami i patologiami? Czas pandemii wydaje się naturalnym środowiskiem do ich rozwoju.

– Uzależnienie to tylko metoda radzenia sobie z emocjami, polepszania sobie nastroju albo robienia sobie dobrze. Te emocje było widać na twarzach ludzi, nawet pod maseczkami, szczególnie w czasie wiosennego lockdownu. Strach przed spotkaniem z drugim człowiekiem, złość, nawet nienawiść.

Do tego pozamykano wszystkie terapie grupowe, zlikwidowano mityngi dla alkoholików, narkomanów czy seksoholików, zamknięto siłownie. Więc ludzie siedzieli w domach i korzystali bez ograniczeń i myślenia o konsekwencjach z używek, internetu i pornografii. Podczas zakupów byliśmy namawiani, by kupić więcej, na zapas, więc zamiast pół litra kupowano cztery butelki.

Były próby prowadzenia terapii grupowej online, ale to nie to samo. Po reaktywacji grup wiele osób już nie wróciło.

Szkoda, bo nic nie zastąpi kontaktu z żywym człowiekiem. Więc temat uzależnień w pandemii wróci pewnie niebawem ze zdwojoną siłą.

Szkoły też mamy online. Jakich absolwentów, pana zdaniem, wypuszczą szkoły po zakończeniu edukacji przez komunikatory?

– Jeśli to potrwa dłużej, spowoduje zwyczajnie, że dzieciaki nie nauczą się w szkole najważniejszej umiejętności: współpracy z innymi i tworzenia bliskich relacji. Spadnie też kondycja fizyczna i pojawi się wiele problemów zdrowotnych. Jak w świecie robota Wall-E, z filmu Disneya, gdzie robot sprzątający był bardziej ludzki niż jego twórcy.

A co z osobami starszymi? Jakie w ich głowach spustoszenie zrobiła pandemia?

– Z pewnością starszym osobom może doskwierać utrudnienie kontaktów z ludźmi, nawet zaprzestanie odwiedzin rodziny oraz zamknięcie przychodni i dostępu do zwykłych lekarzy. Może nie brzmi to dobrze, ale dla starszych ludzi wyjście do poradni spełniało ważną społeczną rolę – niekoniecznie chodziło przecież o leczenie, lecz o możliwość spotkania, pogadania w kolejce. Teleporady tego nie zastąpią. Niewesołe jest więc życie staruszka.

Z ironią mogę podsumować, że na pewno psychologom przybędzie klientów po tej pandemii.

– Ja już teraz nie narzekam.

Może więc coś pozytywnego na koniec rozmowy?

– Tak jak poradziliśmy sobie z hiszpanką z 1919 roku, tak poradzimy sobie z koronawirusem. Wyjdziemy z tego spragnieni kontaktów z żywymi ludźmi w realu. Dzieci zatęsknią za podwórkiem i będą mieć dość gier, lajkowania, hejtu, siedzenia przed komputerem i przede wszystkim lekcji online.

Myślę, że czeka nas po pandemii zmiana z konsumpcjonizmu na epokę zaufania i relacji, jak po rewolucji kulturalnej z końca lat 60. XX wieku.

Rozmawiał Marcin Kuczys


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Więcej artykułów

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Ostatnie artykuły