Alicja Ptak
Możesz posłuchać tego artykułu i całej rozmowy podcastowej w Spotify, Apple Podcasts i YouTube.
23 grudnia 2019 r. ówczesny premier Mateusz Morawiecki wręczył Polakom przedświąteczny prezent, ogłaszając, jak to określił, historyczny moment dla finansów publicznych Polski.
Po raz pierwszy w postkomunistycznej historii kraju budżet na nadchodzący rok będzie zrównoważony. W 2020 roku państwo miało wydać nie więcej, niż zebrało.
Nieznany z zalotności retorycznej Morawiecki wyrecytował monotonnie wszystko, na co Polska byłaby jeszcze w stanie sobie pozwolić: zasiłki na dzieci, zwolnienia podatkowe dla młodych dorosłych, niższy podatek dochodowy dla pozostałych pracowników i dodatkowe emerytury. Wszystko to – podkreślił – pomimo globalnej niepewności – Brexitu, spowolnienia w strefie euro i napięć handlowych między USA a Chinami.
„Nasze finanse publiczne prawdopodobnie nigdy nie były w tak dobrym stanie” – stwierdził.
Czytelnicy w 2025 roku mogą pozwolić sobie na krzywy uśmiech. Zaledwie kilka dni później chińskie władze ds. zdrowia zgłosiły 27 przypadków niewyjaśnionego zapalenia płuc w Wuhan – iskrę pandemii, która zamknie świat i zmusi rządy, w tym rząd Morawieckiego, do emisji bezprecedensowych kwot długu, aby utrzymać swoją gospodarkę przy życiu.
W rezultacie budżet na rok 2020 nie był zrównoważony. Polska zakończyła rok z 85 miliardami złotych (20 miliardów euro) na minusie, co stanowi najgłębszy deficyt od czasu rewaluacji waluty w 1995 roku.
W ciągu kolejnych dwóch lat niedobory zmniejszyły się, ale rok 2022 przyniósł kolejne wydarzenie „czarnego łabędzia”: inwazję Rosji na Ukrainę, wywołującą kryzys energetyczny i dramatyczny wzrost wydatków na obronność. Deficyt ponownie wzrósł, osiągając w ubiegłym roku prawie 211 miliardów złotych.
Po uwzględnieniu zadłużenia pozabudżetowego, w tym zaciągniętego przez samorządy, deficyt sięgnął blisko 240 miliardów złotych.
W tym roku, na dwa miesiące przed końcem, Polska pobiła już ubiegłoroczny rekord – deficyt budżetowy na koniec października wyniósł prawie 230 miliardów złotych.
Kraj niegdyś chwalony za dyscyplinę fiskalną, nagle znalazł się pod znacznie bliższą kontrolą. Unia Europejska objęła Polskę procedurą nadmiernego deficytu, żądając podjęcia kroków ograniczających wydatki i zadłużenie.
Jednak pomimo tych zobowiązań spiralnie narastający dług publiczny Polski nie wykazuje oznak spowolnienia: w drugim kwartale 2025 r. rósł w drugim najszybszym rocznym tempie w UE.
Polska odnotowała drugi najszybszy roczny wzrost długu publicznego w UE, co jest nowością @EU_Eurostat pokaz danych.
W ostatnich latach kraj odnotowywał znaczne deficyty budżetowe, ponieważ zwiększa wydatki socjalne i inwestycje w obronę https://t.co/jjEqAJALl8
W tym momencie potrzebny jest pewien niuans. Choć zadłużenie Polski szybko rośnie, jego ogólna wielkość jako udział w PKB nie jest wcale katastrofalna.
W drugim kwartale tego roku jej zadłużenie – łącznie z pożyczkami pozabudżetowymi, których monitorowanie monitoruje UE – wyniosło 58% PKB. To mniej niż unijny pułap 60%, znacznie poniżej średniej dla bloku wynoszącej 82% i znacznie od poziomów obserwowanych w Grecji (151%), Włoszech (138%) i Francji (116%).
Nasuwa się więc pytanie: jak dużym problemem tak naprawdę jest narastający dług publiczny Polski? Według analityków problem jest dwojaki.
Po pierwsze, problemem nie jest obecny poziom zadłużenia, ale jego kierunek. Po drugie, szanse na odwrócenie tej trajektorii wydają się nikłe, gdyż finanse publiczne stały się zakładnikiem politycznego przeciągania liny pomiędzy szeroką koalicją rządzącą, która w 2023 r. zastąpiła rząd Morawieckiego, a wspieranym przez opozycję prezydentem Karolem Nawrockim.
Według opublikowanej we wrześniu strategii zarządzania długiem Ministerstwa Finansów, w kolejnych latach wzrost ten będzie kontynuowany. Prognozuje się, że do 2029 r. zadłużenie Polski osiągnie 75% PKB.

Jednak Aleksander Kieroński, analityk Polityka Insight, ostrzega, że zasadniczy wskaźnik zadłużenia nie jest najpilniejszym problemem. „Powinny nas niepokoić koszty obsługi – a w Polsce rosną” – powiedział mi w niedawnym odcinku podcastu Warsaw Wire.
„Emitujemy więcej długu, żeby refinansować stary dług, a ten nowy dług jest znacznie droższy od starego. To właśnie jest niebezpieczne. To właśnie powoduje kryzys finansów publicznych, a nie sam poziom.”
Ministerstwo spodziewa się, że koszty obsługi długu wzrosną z 1,9% PKB obecnie do 2,6–2,7% w 2029 r. Polska gospodarka przekroczy w tym roku granicę 1 biliona dolarów i stanie się 20. co do wielkości gospodarką świata, roczne płatności odsetkowe mogą w ciągu czterech lat przekroczyć 27 miliardów dolarów.

Spowolnienie tej trajektorii wymagałoby ograniczenia deficytów – albo poprzez ograniczenie wydatków, albo zwiększenie dochodów. Obie ścieżki są napięte politycznie, zwłaszcza dla rządu mającego trudności w sondażach zaledwie na dwa lata przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi.
Obie ścieżki prawdopodobnie zostaną zablokowane w praktyce.
Agencja ratingowa Fitch zmieniła perspektywę Polski na negatywną, powołując się na „pogarszające się finanse publiczne” i „polaryzację polityczną”.
Minister finansów obwinia prezydenta z ramienia opozycji. Ale opozycja twierdzi, że odpowiedzialny jest rząd https://t.co/tQ6fh3hWZS
W trakcie swojej kampanii Nawrocki zapowiedział sprzeciw wobec wszelkich ustaw podnoszących podatki lub wprowadzających nowe obciążenia fiskalne – obietnica złożona podczas wystąpienia w programie na YouTube prowadzonym przez skrajnie prawicowego libertariańskiego polityka Sławomira Mentzena, gdy Nawrocki desperacko starał się pozyskać zwolenników Mentzena w drugiej turze wyborów.
Ostatnie wydarzenia sugerują jednak, że stanowisko prezydenta w sprawie nowych podatków może w praktyce być bardziej zniuansowane. Na przykład w tym tygodniu podpisał ustawę podnoszącą podatek dochodowy od osób prawnych dla banków, ale zawetował inną, która zwiększałaby podatki dla fundacji rodzinnych.
Podpisanie podwyżki podatku bankowego Nawrocki uzasadniał stwierdzeniem, że niedopuszczalne jest, aby zwykli obywatele i małe firmy dźwigały ciężary podatkowe, podczas gdy duże instytucje finansowe odnotowują rekordowe zyski.
Tymczasem przekonywał, że jego sprzeciw wobec opodatkowania fundacji rodzinnych – wykorzystywanych zazwyczaj przez rodziny zamożne do ochrony majątku międzypokoleniowego – wynika z chęci podtrzymania „porozumienia, jakie państwo zawarło z Polakami wprowadzając” takie fundacje w 2023 r. za poprzedniego rządu
Prezydent @NawrockiKn podpisała rządowy projekt ustawy podnoszący stawkę podatku dochodowego od osób prawnych dla banków w Polsce.
Środek ten zapewni miliardowe dochody w czasie, gdy Polska stara się uporać z szybko rosnącym długiem publicznym https://t.co/ZmOCEcvvIj
Ograniczanie wydatków wiąże się z podobnymi wyzwaniami. Obydwaj analitycy – którzy rozmawiali z Warsaw Wire przed decyzjami Nawrockiego – podkreślają, że wbrew powszechnemu przekonaniu to nie wydatki na obronność są przyczyną deficytu, ale wydatki socjalne, które w ostatnich latach wzrosły.
„Wydatki na obronność odpowiadają za około jedną czwartą, maksymalnie jedną trzecią pogorszenia finansów publicznych. Dwie trzecie do trzech czwartych to wzrost wynagrodzeń w sektorze publicznym, świadczeń socjalnych i wprowadzenie nowych programów świadczeń socjalnych” – mówi Trajkovic. „Jeśli porównać Polskę z innymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej, wzrost tych wydatków jest jednym z najwyższych”.
Kieroński zauważa, że próby ograniczania świadczeń spotkałyby się z ostrym oporem politycznym. Na przykład ograniczenie popularnego zasiłku na dziecko w wysokości 800 zł miesięcznie do rodzin o niższych dochodach mogłoby zaoszczędzić miliardy złotych rocznie – twierdzi.
Z nowego raportu wynika, że 20% najbogatszych gospodarstw domowych w Polsce otrzymuje więcej zasiłków na dzieci niż 20% najbiedniejszych.
Jej autorzy zalecają, aby rząd odszedł od świadczeń uniwersalnych i skierował wsparcie do tych, którzy go najbardziej potrzebują https://t.co/vMiKdzh9bJ
Z niedawnego badania think tanku Centrum Analiz Ekonomicznych (CenEA) wynika, że w tym roku 20 proc. najbogatszych gospodarstw domowych faktycznie otrzyma więcej świadczeń na dzieci – o ok. 12,9 mld zł – niż 12,6 mld zł wypłacone 20 proc. najuboższych gospodarstw.
Ograniczenie liczby 800+ tylko do mniej zamożnych gospodarstw domowych „byłoby rzeczywiście całkiem korzystne dla naszej gospodarki i naszego budżetu” – mówi Kieroński. Ale prawdopodobnie byłoby to „samobójstwo polityczne” – dodaje.
Na razie buforem jest silny wzrost. Kieroński ostrzega jednak, że poleganie wyłącznie na ekspansji gospodarczej i nadzieja na brak dalszych wstrząsów nie jest strategią.
„Musimy zarządzać finansami publicznymi. Bez tego będziemy zmierzać w kierunku muru” – stwierdził, dodając, że konsekwencje prawdopodobnie spadną nie na obecny rząd, ale na następny.
W ciągu ostatnich 35 lat Polska stała się niekwestionowanym europejskim mistrzem wzrostu.
W pierwszej części nowego cyklu artykułów i podcastów pt. @AlicjaPtak4 bada przyczyny szybkiego rozwoju gospodarczego Polski i zagrożenia, jakie mogą nas spotkać https://t.co/bW3bnV7Ozn
Na pytanie, czy rosnące zadłużenie zagraża obecnie polskiej gospodarce, analitycy odpowiadają, że nie – przynajmniej na razie. Popyt na polskie obligacje pozostaje silny, co oznacza, że inwestorzy w dalszym ciągu chętnie kupują polskie obligacje, a większość z nich jest emitowana w kraju i denominowana w złotych, co ogranicza ryzyko walutowe.
Prawdziwy ból gospodarczy nadejdzie później, gdy konsolidacja fiskalna stanie się nieunikniona. „Kiedy podnosisz podatek VAT… szkodzi to wzrostowi. Podnoszenie podatku dochodowego od osób fizycznych lub prawnych albo gdy ograniczasz wydatki, szkodzi wzrostowi” – mówi Trajkovic.
Jednak żaden z analityków nie spodziewa się paniki na rynku w najbliższej przyszłości. Inwestorzy, zauważa Trajkovic, w dalszym ciągu postrzegają Polskę jako stosunkowo stabilną w porównaniu z wieloma zadłużonymi gospodarkami UE.
Ale jego kolega, Erich Arispe, szef Fitch na Europę Wschodnią, uważnie obserwuje jeszcze jeden wskaźnik: poziom zadłużenia liczony według polskiej metodologii, która – w przeciwieństwie do miernika UE – wyklucza część pożyczek pozabudżetowych.
W drugim kwartale odsetek ten wyniósł 47,1% PKB. Kiedy osiągnie konstytucyjny limit wynoszący 60%, polityka może zderzyć się z twardym prawem, a Arispe twierdzi, że ciekawie będzie zobaczyć, „czy polityka zwycięży, czy też uda się znaleźć jakiś faktyczny kompromis”.
Sytuacja wokół zadłużenia „jest sprawdzianem dla polityków” – mówi Kieroński. Choć „nie jest to jeszcze aż tak niebezpieczne”, w ciągu pięciu do dziesięciu lat może stać się poważnym zagrożeniem dla gospodarki.