Ewa Kurowska jest fotografką, której zdjęcia możemy podziwiać w „Galerii na Strychu” Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie. 11 marca nastąpiło huczne otwarcie. Na wernisaż przyszło ok. 100 osób, które przewijały się przez okrągłe 3 godziny, aż do samego zamknięcia Kamienicy Naujackiej. Na wystawie możemy obejrzeć 30 portretów. Tytuł wystawy „Historia pewnego kalendarza” tak naprawdę zaczął się od jednego zdjęcia.
– Czas pandemii, która jest w tej chwili już na wyciszeniu, postanowiłaś pożegnać z wielką pompą?
– Ostatni rok był dla mnie dosyć trudny. Pandemia, czas izolacji, dał nam się mocno we znaki. W tej chwili panuje wojna na Ukrainie, co też nie nastraja nas pozytywnie. Gdzieś w tym wszystkim próbuję się odnaleźć. Gdy wieszałam swoje zdjęcia w galerii, kilka dni przed wernisażem, zastanawiałam się czy może tak wypada świętować. Z drugiej strony w moim życiu wydarzyło się też tyle dobrych i ekscytujących rzeczy, że mimo wszystko postanowiłam się tym podzielić ze światem. Frekwencja na wernisażu tylko potwierdziła moje odczucia. Bo co może być złego w dzieleniu się dobrem.
– Twoje zdjęcia wręcz kipią dobrem, szczęściem i słodyczą, a sam tytuł „Historia pewnego kalendarza” sprawia, że mam ochotę usiąść wygodnie w fotelu i posłuchać.
– Ta zabawna dosyć historia zaczęła się od mojego męża, który w listopadzie 2020 roku postanowił zapuścić wąsy, jako znak solidarności z mężczyznami, którzy zmagają się z rakiem prostaty. To jest dosyć głośna kampania i mój mąż co roku próbował ten was zapuścić i w końcu w czasie pandemii i ogólnej izolacji się udało. Nie lubię tego jego wąsa (śmiech), ale zanim go zgolił postanowiłam zrobić mu kilka zdjęć. Potem zaczęli dochodzić inni koledzy, przyjaciele i tak w mojej głowie powstała idea stworzenia kalendarza na rok 2021. Czas pandemii bardzo mocno nas od siebie odizolował, więc chociaż tak mogliśmy się spotkać i widywać na kartach kalendarza. Rok później pomysł kalendarza wrócił, ale tym razem w kobiecej odsłonie. Soczyste kolorystycznie zdjęcia, do których wykorzystałam moje osobiste koleżanki, dzięki czemu powstała zaskakująca kolekcja tworząca pełną paletę barw i osobowości.
– Wernisaż odbył się 11 marca, na który przybyły prawdziwe tłumy. Biorąc pod uwagę, że to był twój debiut, to tego typu wydarzenie naprawdę uskrzydla.
– Nie spodziewałam się takiego odbioru, takiej ilości znakomitych gości. Zdecydowanie niesie i mocno uskrzydla, ale niesie ze sobą też pewne zobowiązania i konsekwencje. Teraz jest taki czas, kiedy spełniają się moje marzenia. Bardzo długo na to czekałam, długo na to pracowałam. Nie działo się to wszystko z miesiąca na miesiąc. Mogę świadomie powiedzieć, że to były lata przygotowań, wyrzeczeń i setki kiepskich zdjęć, zanim dotarłam do miejsca, w którym jestem tu i teraz. Oczywiście zdaję sobie sprawę ze swoich braków i niedociągnięć, dlatego ciągle się uczę, kształcę i rozwijam w tym kierunku. Z roku na rok moje fotografie są coraz lepsze i dlatego teraz po 10 latach postanowiłam podzielić się nimi z publicznością. Myślę, że z pozytywnym skutkiem.