Piwo nie jest nam potrzebne tylko do tego, żeby nabrać procentów, pobawić się, wrócić do domu i zasnąć

Tomasz Janiak pochodzi z Olsztyna. Degustuje piwo w różnych zakątkach Polski i świata, a swoje wrażenia opisuje na blogu “Browarnik Tomek”. – Mam nadzieję, że w ciągu kilku dekad w każdej polskiej gminie będzie przynajmniej jeden browar – mówi.

– Ile miałeś lat, kiedy wypiłeś pierwsze piwo?
– Aż wstyd się przyznać – w wieku 15 lat. To był 1990 rok. Nie pamiętam, co to było, ale na pewno coś z nieistniejących już Browarów Warmińsko-Mazurskich Jurand (browar na Zatorzu w Olsztynie uruchomiono w 1878 roku – red.): albo Warmiak, albo Dukat, albo Jurand.

– Pamiętasz jeszcze smak tego piwa?
– Zdałem sobie sprawę, odkąd prowadzę bloga, że po 2-3 latach nie pamiętam smaku danego piwa. A jeśli po jakimś czasie próbuję go ponownie, to nie do końca jestem pewien, czy smakuje tak samo. Tak więc po 30 latach nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie.

– A wiesz, ile rodzajów próbowałeś do tej pory i ile oceniłeś?
– Od kilku lat nie oceniam piw. Powód jest prosty: każda partia może być inna. Mógłbym więc skrzywdzić zarówno producentów, jak również zniechęcić czytelników, którzy chcieliby spróbować danego piwa.

– Na twoim blogu liczba ocenionych piw zatrzymała się na 267.
– To na pewno idzie w tysiące. Od początku tego roku spróbowałem ponad 300 piw.

– Jak wygląda u ciebie ta degustacja?
– Piję piwo prawie codziennie. Nie wiem, czy to już jest alkoholizm, czy jeszcze nie, ale wieczorem lubimy z narzeczoną otworzyć piwo i wypić na pół.

– Długo poszukujesz tego odpowiedniego?
– Idziemy do sklepu i kupujemy takie, na które mamy ochotę. Jeśli wychodzi jakieś nowe, to chcemy spróbować. A jeśli gdzieś razem wyjeżdżamy i jest tam jakiś browar, zawsze go odwiedzamy.

– Myślałem, że degustujesz na potrzeby bloga, a w domu wieczorem już nie możesz patrzeć na piwo, bo jesteś jak kucharz, który najada się w kuchni.
– Odszedłem od mocnego wgłębiania się w to, co jest w szkle. Oczywiście są pewne akcenty, aromaty i cechy danego piwa, które lubię bardziej albo mniej, ale obecnie częściej zwracam uwagę na to, czy piwo jest w moim guście, czy mi smakuje.

– To jakie jest w twoim guście?
– Bardzo lubię mocno chmielone piwa. Czyli w klasycznym, rzemieślniczym stylu: American IPA, New Zeland IPA, pale ale, pilsy. Lubię też piwa wędzone i pszeniczne. Nie jestem za to fanem różnego rodzaju dodatków. Co prawda, teraz jest taki trend, że browary komercyjne, regionalne czy restauracyjne mają ich coraz więcej. A to jakieś kwaśne, z marakują, z kawą. Raz na jakiś czas mogę wypić takie piwo, ale nie są to moje najlepsze smaki. Jednak jednym z moich ulubionych jest witbier – tradycyjne, belgijskie piwo pszeniczne, gdzie dodatkami są kolendra czy skórka pomarańczy.

– Niektórzy twierdzą, że piwo smakowe to nie piwo.
– Poniekąd coś w tym jest, ale aż tak ortodoksyjnie do tego nie podchodzę. Świat piwa jest bardzo szeroki i fajnie by było, gdyby nadal się rozszerzał – tak jak wszechświat.

Fot. Archiwum prywatne

– Kiedy zacząłeś pisać o piwie?
– We wrześniu 2011.

– Skoro pamiętasz, to co się takiego wtedy wydarzyło, że postanowiłeś założyć bloga?
– Mieszkałem w Trójmieście i często chodziłem do knajpy, która nazywała się „Degustatornia”. Dostępne były tam piwa, których nie można było kupić w sklepie. Próbowałem Czerwonego Smoka, Amber Lagera itd. Pewnego razu Kormoran zareklamował na Facebooku swoje nowe piwo Marcowe. Jak już się pojawiło w moim sklepie osiedlowym, kupiłem kilka butelek. Nalałem do szklanki, zacząłem pić i pomyślałem: „O, jak ładnie pachnie. Tak ciasteczkowo i fajną ma pianę”. I stwierdziłem, że dlaczego by o tym nie pisać. I tak się zaczęło.

– Jakie skończyłeś studia?
– Geografię na magisterce i zarządzanie na studiach podyplomowych.

– Nie wiem, dlaczego, ale pomyślałem, że skoro prowadzisz bloga, to może jesteś po polonistyce.
– Nie, ale mam wykształcenie pedagogiczne (śmiech). Zdecydowanie wolę jednak mówić, niż pisać, ale ręce zaczynają mi drżeć, jeśli przez dłuższy czas niczego nie dodam na bloga.

– Ilu w Polsce jest blogerów piwnych?
– Kiedy zaczynałem, było nas może dziesięciu. Teraz jest może stu, ale 70 procent nie znam.

– A w Olsztynie jesteś jedyny?
– Jest kolega, który prowadzi bloga „Piwne opinie” i on zajmuje się oceną piw polskich i zagranicznych. Kiedyś był jeszcze Jurek Mackiewicz i jego „Sok Z Jednorożca”, ale przekwalifikował się i głównie nagrywa teraz filmy o miodach, cydrach i winach.

– Spotykacie się?
– Oczywiście! Mamy Warmińsko-Mazurski Oddział Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych. Mamy również grupę, która nazywa się BroWarmiacy. Nawiązaliśmy kontakty z naszymi lokalnymi właścicielami pubów i barów, między innymi organizowaliśmy dla nich akcje podczas koronawirusa – chcieliśmy im pomóc przetrwać ten trudny czas.

– Dzięki twojemu blogowi wiem, że w Polsce istnieje – o ile ta lista jest aktualna – 116 browarów.
– Ta lista jest bardzo nieaktualna. W tej chwili w naszym kraju jest ich około 270. A były takie czasy, że w ciągu miesiąca otwierały się 3-4 browary.

– W naszym regionie jest ich bodajże dziewięć.
– Zgadza się. Ostatnio byłem w najmłodszym i najmniejszym browarze w województwie. Położony jest w granicach historycznej krainy Barcji, na Nizinie Sępopolskiej, w przygranicznych Bartoszycach. Jego nazwa to Kraftowy – Browar & Tapas.

Co to znaczy, że browar jest najmniejszy?
– Określamy wielkość browaru na podstawie wybicia warzelni, czyli kotła, w którym warzone jest piwo. Warzelnia w Bartoszycach ma wybicie bodajże 330 litrów. Dla porównania, w Kormoranie jest to 7000 litrów, a i tak jest to mały browar. Powstaje też kolejny browar w Lidzbarku Warmińskim – będzie nazywał się Heilsberg (przez długi czas Lidzbark nosił nazwę niemiecką Heilsberg, nadaną mu pierwszy raz w dokumencie z 1260 roku – red.). Doszły mnie też słuchy, że powstają browary w Mikołajkach i Iławie.

Fot. Archiwum prywatne

– To chyba dobrze?
– Bardzo mnie to cieszy! Nie wiem, czy tego dożyję, ale mam nadzieję, że w ciągu kilku dekad będzie u nas tak jak w Niemczech: w każdej polskiej gminie będzie przynajmniej jeden browar.

– Chciałbyś, żeby w Polsce była kultura picia piwa, taka jaka jest w Niemczech czy Czechach.
– Jeśli chodzi o piwa rzemieślnicze, to odlecieliśmy od tych krajów, natomiast jeśli chodzi o kulturę picia i stołowania się – jest nam jeszcze trochę daleko.

– Jak oceniasz kulturę picia w naszym kraju w porównaniu do twierdzenia, że Polak to pijak?
– Moim zdaniem piwo zasługuje na większą estymę niż wino. Z powodu chociażby tego, jak piwo powstaje, ile jest jego rodzajów, co można z nim zrobić. Browarnictwo rzemieślnicze udowadnia, że piwo nie jest nam potrzebne tylko do tego, żeby nabrać procentów, pobawić się, wrócić do domu i zasnąć, ale też po to, żeby cieszyć się nim, delektować się, próbować, czuć, że oprócz procentów jest coś jeszcze. To już widać, bo kto kiedyś by pomyślał, że w sklepie osiedlowym czy supermarkecie będzie taki wybór i to nie tylko browarów koncernowych, ale też regionalnych i rzemieślniczych!

– Czyli warto być świadomym smakoszem piwa.
– Nie chodzi tylko o piwo. Fajnie być świadomym miłośnikiem kawy, czekolady czy kuchni włoskiej. Warto na przykład wiedzieć, że do piwa nie dodaje się żółci bydlęcej.

– A takie mity krążą.
– Prowadząc wykłady czy degustacje staram się je obalać.

– Jakie znasz inne mity piwne?
– Na przykład takie, że piwo koncernowe jest bez chmielu, że od piwa się tyje.

– Ale brzuch od piwa ponoć rośnie!
– To jest mit! A kto przed sklepem na osiedlu pije najwięcej piwa?

– Racja.
– Zawsze, kiedy o tym mówię, słyszę: „Ale panie Tomku, takie osoby nic nie jedzą”. I tu jest odpowiedź. Zresztą wino czy wódka mają osiem razy więcej kalorii niż piwo, a nikt nie mówi, że od wina się tyje. Oczywiście chmiel wzbudza w nas łaknienie, a większość społeczeństwa do piwa je chipsy albo zamawia pizzę o godzinie 23.

– A i tak wszystko zwalamy na piwo.
– Ja piję dużo piwa, a wyglądam jak wyglądam (śmiech).

– Testowałeś piwa w Cieszynie, Trójmieście, ale też w Pekinie i Korei Północnej. Nie bałeś się tam pojechać?
– Nie do końca słucham tego, o czym mówią do nas w mediach. Kiedy już tam jesteś, dostrzegasz zupełnie inny świat. Korea Północna była moim największym marzeniem, jeśli chodzi o podróże i udało mi się je spełnić w ubiegłym roku. Nie jest to normalny kraj, że tak to ujmę, ale za to nowoczesny. Produkują tam własne samochody, komórki, komputery.

– I własne piwo.
– I robią to całkiem nieźle. Patrząc na tych ludzi, którzy swoją drogą są przemili, wydaje się, że w tym swoim świecie są całkiem szczęśliwi. Tak naprawdę niczego innego nie znają. Korea Północna, szczególnie prowincja, przypomina dzisiaj Polskę lat 50. Ale Pjongjang, moim zdaniem, jest na równi z Warszawą, jeśli chodzi o infrastrukturę czy kulturę. Oczywiście jest tam kult jednostki czy nawet jednostek i to widać na każdym kroku. Jednak dzięki turystom Koreańczycy mogą posłuchać zachodniej muzyki, ale też wstydzą się na przykład, że po polu ryżowym chodzą boso. Chcą, żeby turysta pamiętał tylko rzeczy ładne. U nas jest przecież podobnie – nikt nie chce pokazywać ruder. Chcę wrócić do Korei Północnej.

Fot. Archiwum prywatne

– A piwo jest tam dobre?
– Jeśli chodzi o jasne lagery, naprawdę jest dobrze. Smaczne są też ciemne lagery – piłem je w trzech miejscach i zawsze każdy był wyśmienity. Piłem też bardzo dobrego amber lagera, nie spróbowałem za to niczego z górnej fermentacji. Podobno gdzieniegdzie Koreańczycy warzą pszenicę, ale nie spotkałem się z tym. Piłem też piwa plugawe, ale jak na takie możliwości – a nie ma tam na przykład maszyn do granulacji chmielu, używa się chmielu świeżego albo suszonego – Koreańczycy robią naprawdę dobre piwo.

– Gdzie jeszcze chciałbyś wrócić oprócz Korei Północnej?
– Dwie trzecie marzeń już spełniłem. Pierwsza była Korea Północna, druga Nowa Zelandia – i do tych krajów chcę powrócić. Trzecie jest Nauru.

– Nieźle! Na Ocenie Spokojnym, niedaleko równika.
– To jeden z najmniejszych krajów świata i najbardziej niedostępnych. Nauru można zwiedzić praktycznie w jeden dzień. Domyślam się też, że mało kto wie, że taki kraj w ogóle istnieje. Nie ciągnie mnie do kurortów – jeśli gdzieś jadę, to chcę odciąć się od wszystkiego i poznać zupełnie inny świat. Mogę się też pochwalić, że piłem piwo na sześciu kontynentach (śmiech).

– Tak?
– Europa, Afryka, Australia, Azja, Ameryka Północna i Południowa.

– To jeszcze Antarktyda została.
– Z tego, co wiem, nie ma tam piwa (śmiech). Najbliżej Antarktydy browar jest w Ushuaia w Argentynie. Jest to najbardziej położony na południe browar na świecie.

– Nie chcesz mi powiedzieć, że tam też byłeś?
– Nie…

– A zamierzasz?
– Mam taką nadzieję! Mój przyjaciel bloger – „Piwny Turysta” – tam był.

– Na którym kontynencie jest najlepsze piwo?
– Bezdyskusyjnie najlepsze piwowarstwo jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie narodziła się cała kultura piwowarstwa rzemieślniczego. Tam jest 7000 browarów, z czego 6500 rzemieślniczych. W takim San Diego (1,3 mln mieszkańców bez aglomeracji – red.) jest 50 browarów.

– W tydzień nie dasz pewnie rady wszystkiego zobaczyć i spróbować, bo codziennie byłbyś pod wpływem.
– Dokładnie. Niektóre amerykańskie browary do perfekcji opanowały warzenie i mają coś, czego w Polsce jeszcze nie ma, a przynajmniej istnieje w niewielkim stopniu. Tam browary skupiają się na pewnych stylach. Amerykanie uwielbiają pilsy, więc idziesz do browaru, gdzie na kranie jest 20 piw, z czego 10 to pilsy. I każdy jest inny. Nie chcesz stamtąd wyjść, a masz świadomość, że są jeszcze trzy takie miejsca, które chciałbyś zwiedzić. Świetna branża piwowarska jest też w Nowej Zelandii, wyśmienite rodzime chmiele. Coś pięknego!

– A my?
– Nasz kraj też jest bardzo wysoko, ale uważam, że polscy rzemieślnicy jeszcze nie do końca znaleźli swoją drogę. Nie chcę nikogo urazić, ale trochę to wygląda jak chodzenie na skróty. Niewiele jest u nas browarów, które mają swój trzon i przez lata doprowadzają go do perfekcji. Trochę tego nie rozumiem. Muszę natomiast powiedzieć, że polskie browary świetnie opanowały warzenie piw bezalkoholowych. Chociaż nie nazwałbym tego piwem, które z definicji jest napojem alkoholowym.

Fot. Archiwum prywatne

– Kolekcjonowałeś w młodości butelki albo puszki po piwie?
– Miałem taki etap (śmiech). A teraz – i może dziwnie to zabrzmi – zbieram piwa. Dlaczego? Bo wiem, że za jakiś czas niektórych na rynku już nie będzie. Chciałbym też kiedyś otworzyć małe muzeum z takimi artefaktami. Nie jest maniakiem, ale zbieram też szkła z różnych miejsc, które odwiedzam, albo etykiety z browarów warmińsko-mazurskich. Narzeczona mówi, że robię z domu graciarnię, ale cóż… Kiedyś dużo fotografowałem, a teraz mam inne hobby.

– Co fotografowałeś?
– Na początku robiłem zdjęcia samolotom na lotniskach. To było długo przed blogiem. Później były industrialne klimaty, czyli fabryki, porty, elektrociepłownie. Namiętnie je fotografowałem, szczególnie nocą. Robiłem też dużo portretów. A teraz już mi się nie chce. Słucham za to dużo muzyki – mam 1500 płyt winylowych i kompaktowych. Wszystko zaczęło od metalu, punk rocka i muzyki alternatywnej. Metal wciąż we mnie jest, ale lubię też muzykę elektroniczną czy polską z lat 60. i 70.

– Domyślam się, że na waszym weselu piwa nie zabraknie?
– Pojawi się na 100 procent. Chciałbym też poczęstować gości własnoręcznie uwarzonym piwem!

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
wpDiscuz
Exit mobile version