O 400 zł brutto miesięcznie mają zarabiać więcej pracownicy najmniej wynagradzani. Dla pracodawców to wydatek o kilkaset złotych większy.
Od przyszłego roku najniższa pensja krajowa ma wynosić dokładnie 3416,3 zł. Kwota ma zostać zwaloryzowana dwukrotnie – w styczniu i lipcu. Ale jest haczyk.
Aby doszło do wzrostu najniższego wynagrodzenia, przeciętne wynagrodzenie za I kw. 2022 r. ma wynieść przynajmniej 6021 zł. Dane te poznamy 11 maja, gdy opublikuje je GUS. Wynika to z ustawy z 2002 r. o minimalnym wynagrodzeniu za pracę.
– To wysoka kwota. Tak wyraźny zagwarantowany wzrost wynika z wysokiej, prognozowanej inflacji oraz wskaźnika weryfikacyjnego, bo faktyczna inflacja w 2021 r. wyniosła 5,1 proc., a rząd prognozował ją na poziomie 1,8 proc. – mówi Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich (Dziennik Gazeta Prawna).
W ustawie znajduje się zapis, że jeżeli prognozowana inflacja przekroczy 5 proc., podwyższenie płacy minimalnej musi być dwukrotne – od stycznia i lipca. Przypomnijmy, że obecny poziom inflacji wynosi ok. 11 proc., a wg rządowych prognoz w przyszłym roku inflacja miałaby wynieść 7,8 proc.
Z danych GUS wynika, że w Polsce jest ok. 1,6 mln osób, które zarabiają najniższą krajową. Zatem dwukrotna podwyżka będzie miała ogromny wpływ na cały rynek pracy.
Wzrośnie także stawka godzinowa dla samozatrudnionych i zleceniobiorców. W 2023 roku wyniesie ona przynajmniej 22,40 zł (to więcej o 2,7 zł od obecnej).
Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna obowiązkowe podwyżki dla osób o najniższych dochodach wymuszą na pracodawcach podniesienie pensji osób lepiej zarabiających.
Ekonomiści przewidują, że to napędzi spiralę płacowo-inflacyjną.
Co na to olsztynianie?
Pani Agata sprząta powierzchnie biurowe za najniższą krajową. Uważa, że podniesienie płacy to będzie problem dla pracodawców, a w konsekwencji ich klientów.
– Może i zarabiam niewiele, ale uważam, że takie podnoszenie pensji tylko bardziej się na nas odbije. To bardziej obciąży pracodawcę i odbije się na klientach, bo będzie musiał podnieść ceny produktów lub usług – zaznaczyła pani Agata.
Przedsiębiorcy także nie są zadowoleni. Pan Marek, który prowadzi niewielki sklep na Zatorzu, przyznał, że prawdopodobnie będzie musiał kogoś zwolnić.
– Zatrudniam kilka osób, ale jeżeli wzrośnie minimalna, a najprawdopodobniej wzrośnie, to te 400 zł na pracownika więcej będzie mnie kosztowało o kilkaset zł więcej. W konsekwencji będę musiał podnieść poziom cen, bo i wzrośnie inflacja, albo… zwolnić pracowników – zauważa przedsiębiorca.