Będzie trudniej zrobić tatuaż, ceny też mogą wzrosnąć. Wszystko przez jeden szczegół

Od nowego roku trudniej będzie zrobić sobie tatuaż. Kilka dni temu weszło w życie unijne rozporządzenie, a zmiany dotyczą ograniczenia używania części tuszów, które, zdaniem UE, są szkodliwe dla zdrowia. – To absurd – komentują tatuażyści z Olsztyna. Co więcej, taka usługa będzie też droższa. Dlaczego?

Chyba każdy zna osobę, która posiada na ciele mniejszy lub większy tatuaż. Jednak ta wiadomość nie ucieszy raczej miłośników tatuaży i właścicieli salonów, które oferują takie usługi. Czy wprowadzone przez Unię Europejską nowe zasady spowodują mniejszy popyt? Raczej nie, ale mogą ucierpieć portfele klientów.

Kto jest za to odpowiedzialny?

To Europejska Agencja Chemikaliów (ECHA) jest odpowiedzialna za rozporządzenie REACH (Registration, Evaluation and Authorisation of Chemicals), które przyjął Parlament Europejski i Rada Unii Europejskiej. Rozporządzenie weszło w życie 4 stycznia, a cel jest prosty – ochrona zdrowia.

Co prawda REACH obowiązuje od 2007 roku i reguluje wiele dziedzin życia, ale do tej pory nie zajmował się branżą tatuażową. Jednak kilka dni temu pojawiły się nowe zasady, dotyczące ograniczenia znacznej części tuszy. Wiele z nich uznano bowiem za niebezpieczne dla zdrowia. Nowe przepisy odnoszą się do ok. 4000 substancji, które – według UE – powodują nowotwory, mutacje genetyczne albo działają szkodliwie na rozrodczość. Do tej pory unijne prawo nie regulowało w żaden sposób ich użycia.

Jak to będzie wyglądać w praktyce? Właściciele salonów muszą od teraz przedstawiać skład używanego do tatuażu tuszu, by klient mógł sprawdzić, czy nie używa się chociaż jednego z 44 pigmentów, w których skład wchodzą znajdujące się na liście substancje szkodliwe dla zdrowia.

Przykładowo, w czerwonym tuszu znajdować się może siarczek rtęci. Największe zanieczyszczenie arsenem znajduje się jednak w kolorze zielonym (nr 7) i niebieskim (nr 15). Zdaniem ekspertów, użycie dużej ilości tych kolorów może doprowadzić nawet do raka skóry.

Tatuażyści będą mogli korzystać jedynie z pigmentów atestowanych i produkowanych przez Unię (które są droższe), z kolei tusze sprowadzane z zagranicy będą uznawane za… nielegalne. To natomiast może ograniczyć rynek towarów, a w konsekwencji podnieść cenę usługi za wykonany tatuaż.

Co na to olsztyńscy tatuażyści?

Tatuażyści mają spore wątpliwości, czy zamienniki zapewnią podobną intensywność koloru i trwałość tatuażu, co substancje używane obecnie. Na wieść o nowych przepisach unijnych pojawiły się nawet protesty i petycje, jak ta pod nazwą “Save the pigments” (do tej pory ponad 170 tys. podpisów). Do akcji dołącza wiele osób związanych z branżą. Głównym argumentem jest zwrócenie uwagi, że wiele firm może upaść, a szczególnie narażone są salony, które dotknęła pandemia Covid-19.

– W hurtowniach brakuje już pigmentów i jest to absurd, bo przez nieposiadanie barwników nie powstanie wiele prac, które mogłyby być naprawdę mistrzowskie – mówi w rozmowie z Ukiel.info Paweł Turek, tatuator studia tatuażu VeAn Tattoo w Olsztynie.

I dodaje: – Jestem tatuatorem, artystą i mogę powiedzieć, że jest to bardzo bolesne dla naszej branży. Pomijając, że wiele osób straci pracę, jest to również ogromny cios w samą kulturę.

Od autorki:

Czy decyzja UE to ruch w dobrą stronę? Przekonamy się za kilka lat, kiedy powstaną (mam nadzieję) badania, dotyczące spadku niepożądanych dolegliwości po wykonaniu tatuażu. Ale ta sprawa może pójść także w zupełnie drugą, mniej ciekawą, stronę. Otóż ludzie mogą zacząć na siłę produkować różnego rodzaju pigmenty, które będą jeszcze gorsze od tych, które tatuażyści stosowali do tej pory.

Urszula Kapecka

Subscribe
Powiadom o
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
wpDiscuz
Exit mobile version